niedziela, 27 sierpnia 2017

Roszczeniowi rodzice… a może autoreklama?

Już od dłuższego czasu zamierzałam napisać artykuł o tym jak czasami rodzice potrafią utruć nas -terapeutów w naszym gabinecie. Przelewam swoje przemyślenia, ponieważ mam ogromną nadzieję, że po przeczytaniu tego niektóre osoby zastanowią się nad swoim zachowaniem, a innym może otworzy to oczy jak są spostrzegani w momencie, gdy ich ponosi i zachowują się w niewłaściwy sposób.


Czasem ktoś ma złe intencje, chce kogoś obsmarować, wyrobić złą opinię…a wychodzi wręcz przeciwnie. Dlatego postanowiłam napisać o sobie coś więcej gwarantując że to co piszę jest prawdą.

W 2000 r skończyłam Studium Medyczne i po miesiącu jako technik fizjoterapii wyjechałam do pracy w zawodzie nad polskie morze. Tam wiele razy musiałam udowadniać, że posiadam odpowiednią wiedzę i, że nadaję się do tego zawodu, że nie zostałam przyjęta do pracy za „piękne oczy”. Również sobie musiałam udowodnić, że moja decyzja o tym co będę robić do końca mojej kariery zawodowej jest właściwa. Moim marzeniem zawsze było pomaganie innym, praca z dziećmi i czerpanie z tego przyjemność. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym iść do pracy i męczyć się, albo robić coś 8 godzin dziennie bez pasji. Pobyt nad morzem miał się zakończyć po jednym sezonie, ewentualnie po roku. Zostałam tam 7 lat. Dlaczego tak długo? Byłam już mężatką, więc miałam przy sobie najważniejszą osobę, nawzajem się wspierając. Obydwoje jesteśmy fizjoterapeutami, obydwoje skończyliśmy studia na Akademii Medycznej w Poznaniu, obydwoje pracowaliśmy w rożnych ośrodkach mogąc zdobyć w pełni tego słowa doświadczenie zawodowe, obydwoje jesteśmy rzetelnymi i uczciwymi osobami dlatego praca sama nas znajdowała. Pracowaliśmy w Pomorskim Centrum Rehabilitacji Dzieci w Jarosławcu, do którego przyjeżdżało nawet 100- 400 osób głównie dzieci na turnusy rehabilitacyjne na 2 tygodnie z całej Polski, co 2 tygodnie zmiana turnusu. Tu mogłam zobaczyć na własne oczy dzieci z rożnymi chorobami, dotknąć ich i pracować z nimi. Mało tego … widziałam dzieci w różnym wieku z bardzo rzadkimi chorobami. Wiec naocznie i namacalnie – a nie tylko z książek- zdobywałam wiedzę o chorobach głównie dziecięcych.

Poznałam dzieci z przepukliną oponowo-rdzeniową na różnym poziomie kręgosłupa, które miały wypracowaną różną sprawność ruchową i możliwości przemieszczania się. Mogłam dotknąć ich nóg u kilkoro dzieci jednoczasowo i zobaczyć różnicę w napięciu mięśniowym, w odruchach i reakcjach i porównywać je. Poznawałam ich mocne i słabe strony, blizny, skoliozy, ustawienia stóp, problemy z biodrami. Widziałam w użyciu sprzęt rehabilitacyjny typu ortezy, łuski, pionizatory, wózki. Widziałam jak te dzieci świetnie sobie radzą z przemieszczaniem się na wózku aktywnym bez niczyjej pomocy mimo, że napotykały przeszkody na drodze. Widziałam jak grają na wózkach w koszykówkę, jak tańczą, ścigają się.

Dzieci z mózgowym porażeniem dziecięcym ze wszystkimi możliwymi rodzajami upośledzenia ruchowego, z lub bez upośledzenia umysłowego. Kończąc Medyk miałam obraz o tych dzieciach że jeżdżą na wózku, rzadko kiedy chodzą i kontakt jest z nimi utrudniony. Nic bardziej mylnego! Każdy rodzaj MPD ma różny stopień i uszkodzenie. To są dzieci myślące tak jak my tylko często „zamknięte we własnym ciele”, bo uszkodzenie mózgu odebrało im możliwość komunikowania się. Jednak one rozumieją wszystko tylko nie potrafią mówić. Jeżdżą na wózku, bo nie potrafią chodzić albo potrafią, ale jest im tak łatwiej pokonywać długie dystanse. Nauczyłam się następujących zasad: 1. Dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje, dlatego zawsze podchodzę z dużym szacunkiem do moich małych pacjentów. 2. Konsekwentna praca naprawdę daje efekty.

Często w przypadku MPD występuje padaczka i żeby dokładniej zrozumieć czym ona jest pojechałam na szkolenie „Padaczka i inne stany napadowe u dzieci”. To tam dowiedziałam się że padaczka to nie tylko utrata przytomności, drgawki i piana z ust- bo takie miałam skojarzenia o tej przypadłości. Zobaczyłam na własne oczy mnóstwo napadów padaczkowych krótkich i długich, czasem tylko zawieszenie się czy wzdrygnięcie, czasem z niesamowicie intensywnymi wygięciami czy sztywnością. Dzięki tej wiedzy przestałam się bać padaczki.

Dzieci z Zespołem Downa, z Zespołem Aperta, z Zespołem kociego krzyku, z artrogrypozą, Zespołem Roswelta- Silvera, z Zespołem Cornelli de Lange, z agenezją ciała modzelowatego, z agenezją móżdżku, z wodogłowiem, małogłowiem, i innymi bardzo rzadkimi chorobami czy z ciężkimi uszkodzeniami poznałam, widziałam, pracowałam z nimi. To mnie nauczyło tego, że przestałam obawiać się pracy z jakimkolwiek dzieckiem. Wiem, że ja nie mogę zrobić żadnemu dziecku krzywdy, mogę tylko pomóc. Dziecko, które potrzebuje rehabilitacji to nie jest jajko! Ważne jest tylko (albo aż) żeby do każdego dziecka podejść indywidualnie, znaleźć główny problem, założyć cele i ułożyć program, którym konsekwentnie będę dążyć do celu.

Pracę magisterską pisałam na temat kręczu karku, ponieważ to był temat, w którym czułam się niepewnie. Bałam się rozciągać przykurczone mięsnie na szyi, zresztą wiedzę którą zdobyłam o rehabilitacji kręczu czy asymetrii ciała nie były skuteczne. Pisząc pracę zagłębiłam się w temat, później zrobiłam kilka kursów, a teraz dzieci z tą przypadłością bardzo często do mnie przychodzą.

Pracując w Jarosławcu poznałam wspaniałe małżeństwo lekarzy – on internista, ona- pediatra i neurolog dziecięcy. Pracowaliśmy razem stanowiąc wymarzony zespół terapeutyczny. To oni widzieli w nas duży potencjał i pasję w tym co robimy. To dzięki nim podjęliśmy z Adamem decyzję o tym, że jednak idziemy na studia fizjoterapii. Długie rozmowy o różnych chorobach, omawianie konkretnych dzieci z panią neurolog, podczas których mogłam niesamowicie wiele rzeczy się dowiedzieć sprawiły, że byłam pewna, że chcę pracować z dziećmi neurologicznymi i z niemowlakami. Dlatego marzyłam o zrobieniu kursu NDT- Bobath Basic. Musiałam poczekać 2 lata, bo wymagany był dokument potwierdzający przynajmniej dwuletnie doświadczenie w pracy z dziećmi. 0d 2002r jestem certyfikowanym terapeutą NDT-Bobath. Podczas studiów zrobiłam jeszcze kilka interesujących mnie kursów i nadal się szkolę i będę się szkolić. Przez następne 5 lat mieszkaliśmy w Kołobrzegu- dlaczego tam? W Jarosławcu pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie 7 dni w tygodniu. Po 2 latach tak intensywnej pracy po prostu mieliśmy dość. Gdy zaczęliśmy myśleć o zmianie pracy z unormowanymi godzinami pracy gdziekolwiek- czy nad morzem czy może jednak w rodzinnym Ostrowie. Praca nas znalazła w Kołobrzegu. To był etap w naszym życiu, w którym doświadczyliśmy charakteru pracy w sanatorium, w DPS z ludźmi starszymi, w gabinecie odnowy biologicznej.

W 2007r wróciliśmy do DOMU do Ostrowa Wielkopolskiego. Otworzyliśmy gabinety REHABILITACJA Bartoszek. Po siedmioletnim doświadczeniu zawodowym mieliśmy dokładnie sprecyzowane jaka dziedzina fizjoterapii jest dla nas najbliższa. Nie było łatwo rozkręcić interes z tak dużą konkurencją dookoła. Nikt nas nie znał. Jednak wiernie trzymamy się zasad i nauk , które nabyliśmy. To daje nam poczucie, że robimy wszystko co w naszej mocy żeby pomóc każdemu pacjentowi. Jednak to nie znaczy, że każdemu możemy pomóc. Zdarza się, że jesteśmy zmuszeni odesłać kogoś do lekarza, do zrobienie dokładniejszych badań, czy do innego fizjoterapeuty na konsultację albo dla uzupełnienia terapii. Zdarza się również- na szczęście bardzo rzadko-, że to pacjent nie chce pomocy, tylko chce narobić hałasu. No i wreszcie przechodzę do ROSZCZENIOWYCH LUDZI. Jeżeli tacy ludzie myślą, że jak nakrzyczą to coś więcej osiągną – odpowiadam- nie w naszym gabinecie! Jeśli ktoś jest głośny, niemiły a wręcz chamski to raczej nie będzie mile widziany następnym razem i na pewno będzie zapamiętany. Zdarza się tak ,że dziecko kilkuletnie nie jest gotowe jeszcze emocjonalnie do ćwiczeń korekcyjnych w gabinecie, ale to nie znaczy, że chcemy się go pozbyć. Czasem rodzice nie potrafią zrozumieć, że efektywne ćwiczenia będą wtedy, gdy dziecko będzie współpracowało. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego ludzie pod wpływem emocji piszą negatywne komentarze. Czytając je od razu się wyczuwa emocje, którymi to osoba się kieruje- negatywne emocje. Pracuję z ludźmi i wiem, że nie jest warto wierzyć wszystkiemu co się usłyszy. Każdy chce dostać to czego chce, nie zważając na to czy może to dostać. Ja niejednokrotnie dzwoniłam do lekarzy wyjaśniając niewiarygodne dla mnie informacje . To mnie nauczyło, że zawsze trzeba wysłuchać obie strony. Może się okazać, że ktoś źle zrozumiał, albo że nie pamięta albo świadomie kłamie. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo popełniać błędy. Ale nie mamy prawa świadomie robić komuś przykrość i kłamać. Wierzę w powiedzenie „ dobro dobrem będzie oddane, a złe- złem”. Jestem świadoma również prawdy przesłania tego, że „jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził”.

Pokrótce przedstawiłam mój życiorys zawodowy, ponieważ mam nadzieję, że czytając go odniesiecie wrażenie, że od samego początku mój zawód traktuję POWAŻNIE. Każde dziecko jest dla mnie wezwaniem i egzaminem. Jestem przy tym konkretna i szczera- są to cechy które nie każdemu się podobają. Jednak one dają mi siłę powiedzieć prosto w oczy to co myślę. Cały czas jestem głodna wiedzy i ją zdobywam. Staram się profesjonalnie traktować każde dziecko i jest dla mnie niezrozumiałe dlaczego rodzice nie chcą w profesjonalny sposób traktować swoje dziecko- jeśli potrzebuje ono konsekwentnych ćwiczeń w domu- ćwicząc je . Ja pokazuję i dokładnie tłumaczę każde ćwiczenie- naprawdę dużo się nagadam, bo zależy mi na tym, żeby rodzic zrozumiał na co powinien zwracać uwagę i dlaczego akurat TO ćwiczenie jest dla tego dziecka tak ważne. Ja i rodzice powinnyśmy być partnerami! Gramy w tej samej drużynie! Musimy sobie podawać piłkę, a nie ją wybijać! Mamy wspólny jeden cel- POMÓC WASZEMU DZIECKU! Ale żeby pomoc była skuteczna musimy nad dzieckiem pracować RAZEM!

W naszym gabinecie naprawdę nikt z nas nie ma złych intencji! Jeśli Rodzice „podniosą mi ciśnienie” to moje zdenerwowanie przejdzie na dziecko. Niemowlaki chłoną jak gąbki nasze emocje. Żebym mogła zrobić podczas wizyty wszystko co w mojej mocy potrzebuję wewnętrznego spokoju i zaufania ze strony Rodziców. Bez tych dwóch komfortowych dla mnie rzeczy nie będę w 100% skuteczna.

Apeluję do wszystkich, którzy czytają teraz mój wpis - PROSZĘ NIEUTRUDNIAJMY SOBIE NAWZAJEM ŻYCIA! Jednocześnie myślę, że wielu fizjoterapeutom, lekarzom, trenerom( i innym zawodom) robię przysługę pisząc to co napisałam. Niestety osób roszczeniowych jest coraz więcej. Dlaczego? Nie wiem. Roszczeniowcy urodzą następnych roszczeniowców- jeśli tak będzie, to za parę lat nie będziemy ze sobą rozmawiać, tylko będziemy ze sobą roszczyć.

Katarzyna Bruska-Bartoszek

11 komentarzy:

  1. Pani Kasiu dziękujemy Bogu,że trafiliśmy do pani , jest pani dobrym fizjoterapeutą a przede wszystkim dobrym człowiekiem. Pozdrawiamy. Rodzice Elizy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nasza Marysia to był ewidentny przykład totalnego uparciucha. Delikatnie to nazwę - pokazywała swoje niezadowolenie podczas każdych ćwiczeń prawie przez cały okres naszych spotkań... Ani przez chwilę nie zwątpiliśmy, że postępuje Pani nie właściwie. Dziś dzięki Pani Marysia swobodnie i prawidłowo się rozwija. Dziękujemy i pozdrawiamy! Ewa Olejnik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, pamiętam. Trafił uparty na upartego...;))) Obie byłyście dzielne! dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  4. Rok temu byliśmy u Państwa na jednej wizycie...chodziliśmy rownolegle na rehabilitacje dziecka w Kaliszu,ale chciałam zwiększyć ilość i może odkryć inne spojrzenie na rehabilitacje dziecka. Jak to Pani pisze, dziecko to nie jajko,ale dla mnie było to traumatyczne przeżycie....dotąd wesołe i współpracujące dziecko u Państwa zaczęło płakać. Pani nic sobie z tego nie robiła,dalej ćwiczyła na nim,bo przecież nie z nim kiedy maleństwo krzyczy,zero kontaktu z dzieckiem,uśmiechu czy uspokojenia,mechaniczne wykonywanie ćwiczeń. Oczywiście usłyszałam,ze nie jest idealnie,ze dziecko ma dużo do zrobienia,czego nie usłyszałam ani od neurologa,ani od rehabilitantki w Kaliszu. Zaczęliśmy chodzić z powodu rozlanego brzuszka i raczej profilaktycznie niż leczniczo. Dziecko w rozwoju wyprzedziło rówieśników i to tylko, i wyłącznie z powodu rehabilitacji w Kaliszu,która była realna współpraca rehabilitantki,mnie oraz dziecka. Rzadko w Kaliszu słyszałam by przed nami czy po nas jakiekolwiek dziecko płakało,jak tak się działo nawet to dziecko od razu wędrowało do mamy na ręce by się uspokoiło i by można było dalej pracować. U Państwa krzyk i płacz dzieci przed wizyta,jak i mojego dziecka na wizycie,zero reakcji z Pani strony. Jestem osoba,która ma porównanie. Pani zycze więcej pokory i empatii do dzieci. Sama jestem lekarzem,który pracuje również z dziećmi i jeśli miałabym takie podejście jak Pani to na pewno nie byłabym polecana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam. Nie bardzo mogę ustosunkować się do tego wpisu, ponieważ nie wiem o które dziecko chodzi. Każdy wpis anonimowy nie jest dla mnie wiarygodny. Brak kontaktu z dzieckiem...? Naprawdę jest to zarzut pod moim adresem? Zanim rozpocznę cokolwiek robić z dzieckiem witam się z nim, mówię do niego co będę robić, staram się uspokajać,...ale nie zawsze to działa. Wtedy staram się " zamknąć na płacz dziecka" - tak to nazywam, a to znaczy, że nie wsłuchuję się w płacz, tylko wczuwam się w dziecko. Co to oznacza? Staram się palpacyjnie znaleźć problem i go rozwiązać, zazwyczaj rozluźnić. Żebym mogła to zrobić naprawdę dobrze -muszę się skupić, a wtedy moja mina zapewne jest poważna. Jednak dla mnie to w tym momencie nie jest ważne. Jestem konkretna w tym co robię- tak bym to nazwała, a nie bezduszna. Co do uspokajania dziecka... oczywiście, że daję je do uspokojenia, ale nie zawsze w tym momencie jak Rodzic chce. Dlaczego? Czasem potrzebuję więcej czasu żeby dokończyć rozpoczęte rozluźnienie. Dlaczego? Żeby nie musieć do niego wracać, a co za tym idzie nie przedłużam ani wizyty, ani płaczu dziecka. Jeśli Pani była u mnie, to zapewne usłyszała Pani wyczerpujący instruktaż - jak ćwiczyć z Maleństwem oraz omówienie problemu, albo niedoskonałości dziecka. Jeśli uznałam, że dziecko ma problem, to najprawdopodobniej omówiłam go dokładnie. Dziękuję za przypomnienie o pokorze. Uważam, że jest to bardzo ważna cecha zwłaszcza w moim zawodzie, ale w Pani również. Wiem, że jestem polecana przez pediatrów i nie tylko. Sami lekarze i położne przyjeżdżają do mnie ze swoimi dziećmi czy wnukami. To, że przyjmuję dzieci z bardzo rzadkimi lub bardzo trudnymi chorobami i prowadzę je- mimo że inni rozkładają ręce- świadczy o tym że rodzice jednak mają do mnie zaufanie. Całe szczęście, że nie jestem jedyną terapeutką dzieci i niemowląt... i każdy może znaleźć taki gabinet, w którym będzie się czuł konfortowo. Proszę pamiętać- płacz dziecka nie zawsze oznacza, że dzieje mu się krzywda. Ja nie torturuję dzieci, ja im pomagam. A dźwięk płaczu, w który CZASEM pracuję to nie jest dla moich uszu muzyka. Proszę mi wierzyć, że czasem pracuję z " kwadratową głową". To jest skutek uboczny mojej pracy. Kończąc mój wpis... Cieszę się, że ma Pani zdrowe dziecko! Tak się składa, że ja też. Każdego dnia doceniam ten los na loterii!
    Nie rozumiem jednej rzeczy. Skoro i neurolog i rehabilitant w Kaliszu uznał, że Pani dziecko nie ma żadnego problemu, to dlaczego chodziła pani z nim na rehabilitację?

    OdpowiedzUsuń
  6. Już dawno chciałam napisać post o płaczu dziecka. Postaram się znaleźć czas i niebawem go napisać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani Katarzyna Bruska-Bartoszek to rehabilitantka z powołaniem�� my również spotykaliśmy się z nią na rehabilitacji z naszymi bliźniakami.
    Moja mama jest położną i z czystym sumieniem ją poleca. Ja również.
    Anna Janas.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję bardzo! Doskonale pamiętam jak bliźniaków nie potrafiłam rozróżnić, tak byli do siebie podobni. No i Zosia... najmniejsza kobietka w futrze. Pozdrawiam serdecznie całą Piątkę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pasja i doświadczenie to najlepsza reklama samej siebie. Kasiu gratuluje ci niezłego stażu pracy i zamiłowania do tego co robisz. Jestes w tym naprawdę dobra. Życze ci by ta pasja wciaż się w Tobie rozwijała i sprawiała ci radość.
    Lidia Sz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Neurolog dziecięcy Warszawa to specjalista zajmujący się diagnozowaniem i leczeniem schorzeń neurologicznych u dzieci. W Profilmed oferowana jest kompleksowa opieka nad pacjentami z takimi problemami jak zaburzenia rozwoju, padaczka czy bóle głowy, z indywidualnym podejściem do każdego przypadku.

    OdpowiedzUsuń